Sunday 16 February 2014

Maskara lepsza niż sex z Too faced

Marka Too faced zawsze uśmiecha się do mnie z sephorowskiej półki, jednak do tej pory nie skusiłam się na nic z tej marki- design marki wydawał mi się zbyt podobny do benefitowskiego, a ceny też zbytnio mnie nie zachęcały.
Poszukując dobrego tuszu natrafiłam na reklamę tuszu better than sex (really?) z marki Too Faced i postanowiłam spróbować, bo skoro tusz ten jest bestseller'em to musi być w nim coś takiego, że sięgają po niego miliony kobiet na świecie, no cóż spróbowałam...


Opakowanie wydawać by się mogło odrobinę kiczowate, mi jednak bardzo się podoba- kształt jest wygodny, a różowe opakowanie wyróżnia się na tle innych maskar i jeżeli mamy więcej tuszy do rzęs na półce już z daleka możemy rozpoznać maskarę z Too Faced, chwytając za nią bez zastanowienia.


Szczoteczka tego tuszu jest elementem bardzo charakterystycznym, jej kształt przypomina klepsydrę lub ciało kobiety o seksownych kształtach, taką szczoteczką rzęsy maluje się bardzo wygodnie, a my nie musimy się męczyć, aby pokryć całe oko dokładnie tuszem, mimo że szczoteczka jest duża to absolutnie nie przeszkadza to w malowaniu dolnych rzęs.


Co obiecuje producent?

- 1,944% więcej objętości,
- dłuższe rzęsy,
- podkręcenie,
- jedno pokrycie, które ma tego wszystkiego dokonać!

Ponadto tusz ma wytrzymywać cały dzień, dzięki specjalnej formule nie odbijać się, rzęsy mają być odżywione, podkręcone i wydłużone, dodany ma im też zostać głęboki czarny kolor!


Jak jest naprawdę?

Mogę się podpisać pod wszystkim co obiecuje producent, rzęsy są dłuższe, podkręcone, mają większą objętość, tusz się nie odbija i wytrzymuje cały dzień na oczach- u mnie nie wywołuje reakcji alergicznej, dodatkowo łatwo się zmywa (co dla mnie jest bardzo ważnym czynnikiem), jest lekki i jednocześnie widoczny (nie czuję go na oczach). Cóż mogę dodać więcej, jak dla mnie jest to najlepszy tusz jaki do tej pory miałam! Jedynym minusem może być cena, która wynosi około 20-30 euro za 8 ml., ale tusz jakością dorównuje tuszom z lacome, które do tej pory były moimi ulubionymi. 





Jak mi się skończy to najpewniej po niego sięgnę znowu, chociaż uwielbiam testować nowe tusze do rzęs, a więc zobaczymy...
A wy macie coś z Too Faced? Co sądzicie o tym tuszu?

Thursday 6 February 2014

Zakupy styczniowo - lutowe

Oj! W styczniu poszalałam, jakby tego było mało to podczas mojej wizyty w Polsce poszalałam jeszcze bardziej (na moje szczęście/nieszczęście nie było zbyt dużo ofert, dlatego też część zakupów odłożyłam na przyszłość...)- ale cóż, trzeba mi to wybaczyć w końcu nadarzyły się okazję i przeceny, z których grzechem byłoby nie skorzystać.

No tak, zaczęło się od zakupów w Lush'u, poszłam zobaczyć przecenione produkty- przy okazji skusiłam się też na te nieprzecenione, gratis dostałam bananowy szampon do włosów oraz miodową maseczkę. Szampon okazał się całkiem fajny, szkoda tylko że cena i kiepska wydajność tego specyfiku zniechęciła mnie skutecznie do tego produktu- bo wydając 28 euro za małe opakowanie produktu szybko wydałabym swoje oszczędności... Maseczka okazała się całkiem fajna i całkiem możliwe, że skuszę się na pełnowymiarowy produkt. 
Po drodze wstąpiłam do sephory i jak zwykle skusiłam się na lakiery do paznokci- no cóż ceny zrobiły swoje...


Udało mi się zakupić bałwanka do kąpieli i pięknie pachnące mydełko- a że kupiłam taki zestaw podwójnie to niedługo najpewniej trafi on do jednej z was :))


Skończył mi się jeden z moich ulubionych specyfików na wypryski, więc skorzystałam z okazji i dokupiłam krem do twarzy- gratis dostałam tusz i kosmetyczkę, w której znalazły się cztery miniatury kosmetyków.
Dodatkowo wykorzystałam moją 10 % zniżkę do sephory, także wyszłam całkiem zadowolona z zakupów!!



W poszukiwaniu płynu do demakijażu...
Chciałam kupić chusteczki do zmywania twarzy z bourjous, ale niestety nie było- tak więc wzięłam te z Nivea- niestety okazały się one wielką porażką...
No tak błyszczyk to zakup nieplanowany...


W The Body Shop też skorzystałam z przecen, mimo że myślałam że skuszę się na więcej rzeczy- w moim koszyku znalazło się mydło do mycia rąk i balsam do ciała o smaku waniliowym oraz kokosowy peeling- przeceny w TBS już się skończyły także na jakiś czas nie zaglądnę do tego sklepu  :)


 Kupiłam sobie także ciekawy przyrząd z decathlonu, całkiem ciekawa forma spędzania czasu wolnego.


Z Polski przywiozłam:
- eyeliner z Inglota- szkoda tylko, że przestano produkować mój ulubiony brokatowy eyeliner...
-breloczek z błyszczykami/ prezent od mamy
-szminka Nivea/ nie wiem dlaczego w Barcelonie nie ma tak dużego wyboru jak w Polsce, zwłaszcza Superpharmie...


- krem i maseczkę z tołpy/ jeszcze nigdy nie miałam nic z tej firmy, ciekawa jestem jak się sprawdzi...


-kremy Siquens czyli znowu prezenty od mamy/ bardzo sobie cenię tą firmę, mam nadzieję, że i te kremy się sprawdzą...


- lakier i odżywka z essie/ w Superpharmie była przecena na lakiery, wiec nie omieszkałam nie skorzystać, odżywkę kupiłam, bo jest troszkę tańsza niż u mnie w Hiszpanii...


No to teraz pozostaje mi używać i opisywać :) 
A wy dużo nakupowałyście ?

Tuesday 4 February 2014

W poszukiwaniu idealnego płynu do demakijażu oczu...

Najważniejszym punktem dnia w codziennej pielęgnacji twarzy jest jej oczyszczanie- aby było to możliwe najpierw trzeba zmyć z twarzy makijaż, do tego celu stworzono naprawdę wiele produktów, a wypróbowanie wszystkich zajęłoby wieki. Tak naprawdę co z tego, jeżeli większość produktów nie spełnia swojego podstawowego  zadania czyli nie zmywa makijażu- albo zmycie go zajmuje zbyt dużo czasu i nie obędzie się niestety bez tarcia skóry, która jest przecież tak delikatna w tych okolicach.

Jak do tej pory nie znalazłam idealnego płynu do demakijażu- jestem na etapie poszukiwań i chętnie skorzystam z waszych rad i doświadczenia w tym temacie- także liczę na wasze opinie w komentarzach!
Ale od początku-najpierw przedstawię wam to co udało mi się wypróbować ostatnio, z jednych produktów jestem bardziej zadowolona z innych mniej, ale o tym opowiem wam zaraz...


Moje przygody z poszukiwaniami idealnego płyny do demakijażu zaczęły się po opuszczeniu Polski, gdzie zawsze używałam jakiegoś polskiego produktu, który zawsze kupowała mi mama- nazwy w chwili obecnej nie mogę sobie przypomnieć. Miał on cechy idealne czyli dobrze zmywał makijaż, był w dużej poręcznej butli, a cena mimo że nie była zbyt niska to jednak w porównaniu do jakości i pojemności była adekwatna- właśnie tego oczekuje od wszelkiego rodzaju produktów do demakijażu i muszę wam powiedzieć, że wcale nie jest łatwo.