Oj! W styczniu poszalałam, jakby tego było mało to podczas mojej wizyty w Polsce poszalałam jeszcze bardziej (na moje szczęście/nieszczęście nie było zbyt dużo ofert, dlatego też część zakupów odłożyłam na przyszłość...)- ale cóż, trzeba mi to wybaczyć w końcu nadarzyły się okazję i przeceny, z których grzechem byłoby nie skorzystać.
No tak, zaczęło się od zakupów w Lush'u, poszłam zobaczyć przecenione produkty- przy okazji skusiłam się też na te nieprzecenione, gratis dostałam bananowy szampon do włosów oraz miodową maseczkę. Szampon okazał się całkiem fajny, szkoda tylko że cena i kiepska wydajność tego specyfiku zniechęciła mnie skutecznie do tego produktu- bo wydając 28 euro za małe opakowanie produktu szybko wydałabym swoje oszczędności... Maseczka okazała się całkiem fajna i całkiem możliwe, że skuszę się na pełnowymiarowy produkt.
Po drodze wstąpiłam do sephory i jak zwykle skusiłam się na lakiery do paznokci- no cóż ceny zrobiły swoje...
Udało mi się zakupić bałwanka do kąpieli i pięknie pachnące mydełko- a że kupiłam taki zestaw podwójnie to niedługo najpewniej trafi on do jednej z was :))
Skończył mi się jeden z moich ulubionych specyfików na wypryski, więc skorzystałam z okazji i dokupiłam krem do twarzy- gratis dostałam tusz i kosmetyczkę, w której znalazły się cztery miniatury kosmetyków.
Dodatkowo wykorzystałam moją 10 % zniżkę do sephory, także wyszłam całkiem zadowolona z zakupów!!
W poszukiwaniu płynu do demakijażu...
Chciałam kupić chusteczki do zmywania twarzy z bourjous, ale niestety nie było- tak więc wzięłam te z Nivea- niestety okazały się one wielką porażką...
No tak błyszczyk to zakup nieplanowany...
W The Body Shop też skorzystałam z przecen, mimo że myślałam że skuszę się na więcej rzeczy- w moim koszyku znalazło się mydło do mycia rąk i balsam do ciała o smaku waniliowym oraz kokosowy peeling- przeceny w TBS już się skończyły także na jakiś czas nie zaglądnę do tego sklepu :)
Kupiłam sobie także ciekawy przyrząd z decathlonu, całkiem ciekawa forma spędzania czasu wolnego.
Z Polski przywiozłam:
- eyeliner z Inglota- szkoda tylko, że przestano produkować mój ulubiony brokatowy eyeliner...
-breloczek z błyszczykami/ prezent od mamy
-szminka Nivea/ nie wiem dlaczego w Barcelonie nie ma tak dużego wyboru jak w Polsce, zwłaszcza Superpharmie...
- krem i maseczkę z tołpy/ jeszcze nigdy nie miałam nic z tej firmy, ciekawa jestem jak się sprawdzi...
-kremy Siquens czyli znowu prezenty od mamy/ bardzo sobie cenię tą firmę, mam nadzieję, że i te kremy się sprawdzą...
- lakier i odżywka z essie/ w Superpharmie była przecena na lakiery, wiec nie omieszkałam nie skorzystać, odżywkę kupiłam, bo jest troszkę tańsza niż u mnie w Hiszpanii...
No to teraz pozostaje mi używać i opisywać :)
A wy dużo nakupowałyście ?